Któż mógł się spodziewać, że będzie tak pięknie?
Chyba nikt z nas nie przypuszczał, że Igrzyska Olimpijskie w
Soczi będą dla Justyny ZŁOTE. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że nawet nasza
niebagatelna gwiazda biegów narciarskich nie wiedziała czy uda się jej odnieść
sukces i zdobyć medal olimpijski, który dla każdego sportowca jest bez
wątpienia szczególnym wyróżnieniem.
Dlaczego w głowach wielu kibiców narodziły się pewne
wątpliwości?
Odpowiedz wydaje się prosta! Kłopoty i trudności, jakie
spotkała nasza góralka z Kasiny Wielkiej mogły pozbawić ją w ogóle możliwości
udziału w wielkiej sportowej fieście. Los ewidentnie spłatał jej figla…
- Czteroletnie przygotowania bez chwili wytchnienia,
- Starannie zaplanowany każdy dzień, tydzień, miesiąc i rok,
- Ogromna wola walki i chęć osiągania sukcesów,
- Pomoc ze strony sztabu szkoleniowego,
- Precyzja w wykonywaniu każdego rodzaju treningu.
Wydawać by się mogło, że zawodnikowi kierującemu się
powyższymi zasadami nie jest w stanie nic zaszkodzić ani nikt nie jest w stanie
go powstrzymać. My ludzie często jesteśmy przekonani o swojej doskonałości. Żyjemy
w przeświadczeniu, że ciężka praca przyniesie nam zasłużone laury. Nie
potrafimy uświadomić sobie, że nie wszystko w naszym życiu zależy od nas. A
przecież nie wszystkie koleje losu są do przewidzenia.
I podobnie sytuacja wyglądała u Justyny. Pierwszą trudnością,
jaką napotkała na swej olimpijskiej drodze była zmiana tras w cyklu Tour de ski,
który miał być dla niej przetarciem przed najważniejszą imprezą. Decyzja o
rezygnacji z pewnością nie należała do łatwych. A dodatkowo nasza najlepsza zawodniczka
jest sportowcem, który przez udział w zawodach i czynnik rywalizacji dochodzi
do najwyższej formy. No, ale cóż, trzeba
było w mgnieniu oka zmienić harmonogram i ułożyć plan ewakuacyjny, który budził
obawy nie tylko u Justyny, ale i u całego sztabu szkoleniowego. Wszyscy
trenerzy zgodnie stwierdzają, że nie zmienia się corocznego plan w ostatniej chwili,
bo nigdy nie wiadomo, co przyniesie. Niestety wyboru nie było, więc decyzję od
razu trzeba było zaakceptować.
Osobiście jestem zdania, że takie zmiany mogą przynieść
ciekawe dotąd nieznane rozwiązania, które mogą sprawić, że zawodnik stanie się „świeży”.
Co może prowadzić do dezorientacji rywalek.
Myślę, że wszyscy już byli przekonani, że pasmo nieszczęść
Justyna ma już za sobą. Ale na tym się nie zakończyło…
Właściwie w przededniu wielkiej sportowej fiesty Justyna opublikowała na swoim facebookowym profilu zdjęcie opuchniętej stopy. Początkowo ciężko się było domyślić, co się wydarzyło i jak prezentuje się stan nogi. A nasza zawodniczka stroniła od wywiadów. Cały społeczność fanów biegów narciarskich mówiąc bardzo kolokwialnie nie widziała, co jest grane?
Pojawiła się informacja, że mimo kontuzji Justyna pojedzie do
Soczi i, że nie zrobiła żadnych badań lekarskich gdyż nie chce się dołować
przykrymi informacjami. Uznałam to wtedy za nierozsądne, ale z drugiej strony i
tak niczego by już nie zmieniło. Nasza zawodniczka była na tyle zdeterminowana,
że nie było siły, która mogłaby ją powstrzymać. Jednak ból był na tyle silny,
że musiała się udać na konsultacje lekarską. Informacje, które przypłynęły po
wizycie medycznej były druzgocące … Jedna z kości spoty Justyny była złamana.
To chyba najgorsza informacja, jaką może usłyszeć sportowiec, który przez
ostatnie cztery lata „żył” igrzyskami. Ile trzeba mieć siły i chęci walki by
pomimo takie trudności odważyć się wystartować w konkurencjach olimpijskich. To
świadczy o wielkości Justyny, jako sportowca!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz